11.Weselny klimat



Kursy, praca, dom, kursy, praca dom... Tak mijały Laurze dni w Dublinie. Zwyczajna monotonia. Wiele razy rozmawiała przez telefon czy skype z przyjaciółmi z Anglii, a potwornie jej ich brakowało. Im jej również.
*16.05.2013 Ślub*
Od kłótni Louisa i Harrego minęły już prawie trzy tygodnie, a żaden z nich słowem się nie odezwał do drugiego. Szatyn miał cichą nadzieję że lokowaty przyjaciel pojawi się na jego ślubie, ale wiedział o tym, że jest on przeciwny związkowi jego i Eleanor. W prawdzie nie tylko on, ale reszta przyjaciół wolała zachować to dla siebie nie ingerując w jego życie. Wszystko dopięte na ostatni guzik. Kościół, sala, poczęstunek. I wątpliwości. Tak masa wątpliwości z dnia na dzień nasilała się u Louisa. Od dnia wyjazdu Laury nie mógł zapomnieć o incydencie na lotnisku. To ona nie Eleanor jako pierwsza zaprzątała jego myśli gdy wstawał rano i jako ostatnia gdy kład się spać. Jej dźwięczny śmiech towarzyszył w każdej minucie życia szatyna, a przed oczyma miał jej piękny uśmiech ukazujący rząd białych zębów.
Sekundy, minuty mijały nieubłaganie zbliżała się godzina ślubu. Louis siedział na łóżku w sypialni Harrego trzymając w rękach dwie ramki ze zdjęciami. Pierwsze On i Harry, tacy szczęśliwi, uśmiechnięci, a drugie dwójka ośmioletnich dzieci, chłopiec i dziewczynka. On i Laura jako beztroskie dzieci. Bez problemów, zmartwień.
Pojedyncze łzy kapały na obie fotografie. Smutne oczy chłopaka, a może już mężczyzny, bo przecież dziś miał zostać mężem Eleanor, a niedługo ojcem. Jego tęczówki co parę sekund kierowały się na spoczywający obok telefon w nadziei że ona jeszcze zadzwoni. Laury nie mogła być z nim tego dnia musiała zostać w Dublinie, a Jemu jej brakowało. Nie było tak ważnej osoby w Jego życiu przy nim. Wielu ludzi uważa ślub za najpiękniejszy dzień ich życia jednak nie można określić tak owego dnia jeżeli człowiek działa wbrew sobie, wbrew własnemu sercu. Dla Louisa Williama Tomlinsona najwspanialszym dniem dotychczas był ten w którym Lara wybaczyła mu lata w których on nie towarzyszył jej i że nie dotrzymał danej obietnicy. 
- Louis już czas. - szepnął Liam uchylając drzwi pokoju, a ten wysilił się na uśmiech. Bez słowa wstał i wyszedł z pokoju. 
- Louis - zatrzymał go Liam - Wiem że boli Cię kłótnia z Hazzą, ale mógłbyś do niego zadzwonić. To dla Ciebie ważny dzień, a wy jesteście skłóceni. - dokończył. 
- Liam jeżeli będzie chciał to dzisiaj przyjdzie, a jeśli nie to...- spuścił głowę - a dobra. - Usiadł na jednym ze schodów prowadzących na niższe piętra. - Liam ja nie chce wszystkiego schrzanić, ale nie jestem pewny tego co robię. Może ludzie dookoła mnie mają rację. Może za pochopnie podejmuję decyzję, a szczególnie takie które zaważają na moim dalszym życiu. Eleanor jest w ciąży, ale to nie oznacza że muszą z nią być. Wiele dzieci wychowuje się w rozbitych rodzinach, a wyrasta na porządnych ludzi - Louis mówiąc te słowa myślał poniekąd o sobie. Jego rodzice rozeszli się jeszcze przed jego narodzinami, a on wychowywał się z ojczymem i matką, a nie zostawiło to uszczerbku na jego psychice. - Nie chcę żeby wychowywało się bez ojca, ale nie chcę być nieszczęśliwy, bo tak powinno być, żeby wyglądało porządnie. - spojrzał na przyjaciel oczami przepełnionymi smutkiem i nadzieją na lepsze jutro. 

- Nie wiele ja mogę Ci poradzić w tej sytuacji, ale wiem, że mimo przejawiasz mentalność siedmiolatka w ważnych chwilach potrafisz używać zdrowego rozsądku i teraz to zrobisz. Twoje serce podpowie Ci co masz robić i słuchaj tylko jego. - mówił Li -Jednak mimo wszystko czy teraz ożenisz się z Eleanor czy zdecydujesz się wszystko odwołać musisz wstać i jechać z nami do kościoła. Tam czeka ona na jakiekolwiek słowa. - dokończył. Oboje wstali i w ciszy zeszli do reszty. W grobowej ciszy udali się do kościoła. Atmosferę panującą w samochodzie bardziej można było przyrównać do drogi na pogrzeb, a nie ślub. Cisza była bardzo potrzebna teraz Louisowi by w tym niestety krótkim czasie mógł poukładać sobie co nieco w głowie. Co się tam układało ? Scenariusz na lepsze życie, najważniejsza decyzja w jego życiu. Ostatni zakręt prowadzący do celu minięty. Liam wyłączył silnik samochodu i każdy wysiadł. Trwający w zamyśleniach Lou wszedł do budynku w którym zbierali się już ludzie i udał się do zakrystii, gdzie była jego matka, a po chwili dołączyli do niego przyjaciele. 
- Kochanie gotowy na najważniejszy dzień swojego życia ? - zapytała kobieta.
- Nie wiem. - złapał się za głowę - moja głowa jest przepełniona wątpliwościami - zaczął zataczać koła - Nic nie jest dobrze. - krzyknął - Dlaczego nie mogę przestać o niej myśleć - Kopnął stolik stojący w rogu pomieszczenia - Czemu Laura nie chce wyjść z mojej głowy i serca ? - w jego oczach pojawiły się łzy.  - Dlaczego to wszystko jest takie trudne ?! - znów podniósł głos, ale w tym momencie do pomieszczenia weszła Eleanor. Wszyscy spojrzeli na nią zaskoczonymi minami i wyszli - Słyszałaś wszystko ? - kobieta pokiwała głową. 
- Dzieci zaczynamy. - w drzwiach pojawił się ksiądz. - Eleanor kochanie przed kościołem czeka Twój ojciec , żeby zaprowadzić Cię do ołtarza, a Ty chłopcze już zmykaj tam czekać - wydał stanowczo starszy mężczyzna. 
- Niech ksiądz da nam chwilkę. - powiedziała dziewczyna, a on z niezadowoloną miną kiwną głowa i wyszedł. - Louis - szepnęła zajmując jedno z krzeseł znajdujących się tam - Nie mogę patrzeć jak cierpisz i muszę Ci się do czegoś przyznać. - spuściła głowę, a ręce złożyła na swoim brzuchu. - To dziecko nie jest Twoje - dodała i niepewnie spojrzała na chłopaka. 
- Jak to ? podniósł głos.
- Pamiętasz,jak Laura mówiła,że widziała mnie z pewnym chłopakiem.
-Tak,pamiętam z tym twoim kuzynem?
-To nie jest mój kuzyn,to Martin,poszłam raz z nim na imprezę upiłam się, a rano obudziłam się w  jego mieszkaniu. Nic nie pamiętam, ale to nie był jedyny raz. - zawiesiła się na chwilę  Lou był czerwony ze złości wszystko się w nim gotowało. Nie dość że ona go okłamywała to jeszcze przez nią pokłócił się z Harrym. 
- I Ty miałaś czelność mnie okłamywać ? - teraz już krzyczał wszystkie emocje zebrały się razem i zaatakowały z podwójną siłą - Kłamałaś mnie prosto w twarz i jeszcze miałaś pretensje o mój kontakt z Laurą? Pieprzyłaś się z kim popadnie, a mnie trzymałaś jak psa na smyczy. - wydzierał się na nią, a ona przyjmowała wszystko ze spokojem. Należało jej się.
- Słychać was w kościele - uciszył ich ksiądz - chłopcze panuj nad słowami. - ale on nawet nie zwrócił na niego uwagi. 
- Jak mogłaś ? - spytał kobietę - Jak ? 
- Ja Cię naprawdę przepraszam. Nie wiem co mną kierowało. - mówiła ze łzami w oczach. 
- Nie chcę Cię znać - krzyknął. W tym momencie frontowe drzwi się otwarły, a w nich pojawił się Harry. 
- Masz dwadzieścia minut - powiedział i podał mu papier. 
- Harry - szepnął odbierając go od niego. Spojrzał i wszystko było jasne. - Dziękuję - przytulił przyjaciela i wyszedł do czekających gości, a za nim podążyła zapłakana El. 

- Kochani ślubu nie będzie. - powiedział by wszyscy usłyszeli - Eleanor wam wyjaśni dlaczego - spojrzał na nią z pogardą i poderwał się do biegu. 

- Kochanie co jest ? - zapytała zmartwiona Jay. 
- Mamo śpieszę się. Ona wszystko ma wyjaśnić, a potem pogadaj z Harrym. - znów biegł i ile sił w nogach podążał przed siebie. 
*
Laura starała się nie myśleć o tym co właśnie działo się teraz w Doncaster.Wiedziała że jej ostatnia szansa na wyznanie uczuć Louisowi właśnie odeszła. Dziewczyna właśnie przygotowywała bukiet dla panny młodej. Kierowała się wizją swojego wyśnionego bukieciku na ślub, ale niestety to przytłaczało ją bardziej. W ostatnich dniach nie miała żadnych wiadomości od Louisa, ale żywiła resztki nadziei na to ze coś jednak wydarzyło się na jej korzyść. 
-Teraz już po wszystkim i pewnie szczęśliwi bawią się na weselu Pomyślała dziewczyna zerkając na zegarek który wskazywał 5.30PM. 
Do zamkniecie kwiaciarni zostało jeszcze pół godziny, a jej do przygotowania ostatni bukiet na dziś. Stała przy stanowisku przy którym zawsze układała swoje kompozycje zatracając się w tym co robi, ale nie do końca mogła się skoncentrować, bo jej myśli błądziły wyobrażając sobie wesele Lou i El, ale na miejscu brunetki była ona. Szczęśliwa. Ostatni wstążeczka zawiązana. Złapała bukiet w ręce i obejrzała z każdej strony. 
- Idealnie - szepnęła
-Laura słyszała cichy dźwięk za sobą odwróciła się do tył, ale nim zdążyła zorientować się kto tam się znajdował poczuła ciepłe, wilgotne wargi na swoich. Znała je, pamiętała ich smak mimo upływu tygodni. Te usta całowały ją na lotnisku w Doncaster Mimo iż nie dowierzała że to on odwzajemniła delikatny pocałunek, który z sekundami przeradzał się w coś o wiele bardziej
drapieżnego. Dwójka ludzi chłonęła swoje usta w pocałunku. Ona zatopiła ręce w jego włosach, a on swoje ułożył na jej tali przyciągając jej ciało do swojego.  Pocałunek trwał i trwał, aż zabrakło im powietrza i oderwali się od siebie. Wtedy ona spojrzała w te niebiesko-szare tęczówki i zatonęła w nich. 
- Co Ty tu robisz ? - zapytała wybudzając się z transu. 
- Walczę o to na czym mi zależy. - szepnął - Kocham Cię Lauro
- dodał całując ją w czoło. 
- Ale przecież Twój ślub... 
 - Ślubu nie było. To podobno nie moje dziecko, a ona zdradzała mnie od dawna. Dzisiaj się przyznała - przerwał jej.- Kocham Cię bardziej niż wszystkie inne rzeczy na świecie.
- Ja Ciebie też kocham Lou.-uśmiechnęli się oboje. 
_________________________________________________________________
I jest 11 rozdział :)



Komentarze

  1. Wiedziałam! Wiedziałam, że to nie jego dziecko:) Świetne opowiadanie, ale końcówka i tak najlepsza:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudny rozdział! *_* Dużo się dzieje :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszcie! Wiedzialam ze bd razem z reszta musieli xd http://zasze-bede-cie-kochac.blogspot.com/ zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. tak myślałam , że to nie Jego dziecko <3
    tylko teraz trzeba czekać na ślub Laury i Louis'a :P
    czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Awww jak słodko !
    Wiedziałam,że jej powie prawdę:D
    Rozdział świetny;) Czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  6. świetne, nie mg się doczekać nn ;) czekam

    http://szmaragdowytalizman.blogspot.com/ <--- nowy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty